Mąż dusił Michalinę linką holowniczą. 'Krew lała się z jej oczu i uszu’

Jak ona go kochała. Była nim oczarowana i zakochana po uszy. Pobrali się, pojawiły się dzieci.

Michalina mieszkała z mężem i dwójką dzieci u teściów w Srebrnej Górze. Pracowała jako kelnerka, Paweł był zawodowym kierowcą.

Pewnego dnia wrócił z kursu i przejrzał torebkę żony. Znalazł kilka kartek w kopertach, bez adresu. Wściekł się.

„Pamiętam tylko tyle, że wszedł do pokoju około drugiej w nocy. Obudził mnie i poprosił, żebym zamknęła okno. Zaszedł mnie wtedy od tyłu, zarzucił mi tę linę na szyję i zaczął dusić. Po chwili krzycząc, osuwałam się na podłogę.”

Nie popuszczał, wciąż zaciskał coraz bardziej.

Do pokoju wbiegli teściowie, próbowali interweniować, nie dawali rady, w końcu jego ojciec go uderzył.

To im zawdzięcza życie, ale już po chwili, gdy syn im powiedział powód, rzucili się słownie na Michalinę, oczerniając ją i obrzucając najgorszymi inwektywami.

„Resztką sił zadzwoniłam do cioci błagając ją, żeby tu przyjechali, bo mnie zabiją.”

Ciotka natychmiast ruszyła na pomoc.

Po drodze trafiła na biegnącego Pawła.

„Biegł. Zapytałam, gdzie jest Michalina i co się stało? Powiedział, że chciał ją zabić. Znalazłam ją leżącą pod krzyżem nieopodal ich domu. Mówiła cały czas: „nie zabijaj mnie”. Jak odsłoniła twarz, to zaniemówiłam. Wyglądała jak człowiek po śmierci. Z oczu i uszu ciekła jej krew, widoczne były pręgi po duszeniu. Wszystko było we krwi, jej nocna koszula, klapki. To był szokujący widok, ciężko to nawet opisać”

Michalina znalazła schronienie u ciotki.

Zanim zgłosiła sprawę na policję, rodzina męża jego brat z żoną przyjechali do niej i nakłaniali, by nie zgłaszała sprawy. Jeśli tego nie zrobi kupią jej mieszkanie. Straszyli, że jak zgłosi sprawę to zaczną się kuratorzy, psychologowie i ucierpią dzieci.

Teść Michaliny jest byłym komendantem policji, brat męża policjantem w Ząbkowicach Śląskich. Mimo to Michalina zdecydowała się zgłosić sprawę.

Za namową ciotek zgłosiła sprawę w sąsiednim powiecie.

Jak się obawiała sprawa szybko jednak znalazła się w Ząbkowicach Śląskich. Zatrzymano męża Michaliny na 24 godziny, wypuszczono i sprawa utknęła w miejscu.

Elżbieta Smolny z Prokuratury Rejonowej w Dzierżoniowie tak opowiedziała o toku postępowania:

„W momencie, gdy pokrzywdzona składała zawiadomienie, należało zrobić oględziny miejsca zdarzenia. Nie wiem, dlaczego policja tego nie zrobiła. Przyznaję, że to powinno mieć miejsce”

W trakcie czynności policjanci nie zabezpieczyli linki, którą była duszona Michalina.

Ostatecznie postawiono Pawłowi zarzut usiłowania zabójstwa, zagrożonego karą 10 lat pozbawienia wolności. Sąd jednak uznał, że brak „jednoznacznych dowodów na to, że to rodzice oskarżonego odciągnęli go od ofiary, dzięki czemu pani Michalina przeżyła”.

Zmienił więc kwalifikację czynu na pobicie…

Agnieszka Połyniak, rzecznik Sądu Okręgowego w Świdnicy, tak tłumaczy decyzję sądu:

„Tego typu zmiany kwalifikacji nie zdarzają się często. Absolutnie nie jest moją rolą, by odnosić się do słuszności wyroku”

Oskarżony przyznał się do usiłowania zabójstwa, ale zmienił zeznania przed sądem, twierdząc, że chciał nastraszyć żonę.

Ciotka Michaliny nie może się z tym pogodzić.

Uważa, że to kompletnie nieadekwatne do tego, co się wtedy wydarzyło.

„Być może kilku sekund brakowałoby, a już by nie żyła, a sąd zrobił z tego pobicie żony w trakcie sprzeczki małżeńskiej. To nic, że wyciągnął ją z łóżka w środku nocy i dusił linką do chwili, gdy uderzył go własny ojciec.”

Paweł został aresztowany przed sprawą i spędził w więzieniu 8 miesięcy, zatem odsiedział prawie cały wyrok.

Michalina czuje się upokorzona decyzją sądu.

„Nie mam słów, jak to opisać. Moje zeznania wobec zeznań mojego męża nie znaczą nic…”