Kobieta w ciąży stanęła w obronie niepełnosprawnego syna. Pobita przez policjantów, poroniła

Nikt chyba nie ma złudzeń, że wobec prawa są równi i równiejsi. „Biskupia Górka” to dzielnica w Gdańsku, która cieszy się złą sławą. Jeśli tam mieszkasz lub znalazłeś się przypadkowo, zostaniesz uznany za potencjalnego przestępcę. Dlatego policja bez żadnych skrupułów potraktowała kobietę w ciąży w okrutny sposób.

Chcieli pomóc

Anna Hallmann wraz z synami podczas obiadu w pewnej chwili usłyszała, że ktoś potrzebuje pomocy. Chłopcy nie zastanawiając się długo ruszyli na pomoc. Okazało sie, że to policjanci bili przed ich blokiem jakiegoś mężczyznę.

Użyli paralizatora

Synowie 16-letni i starszy niepełnosprawny 19-latek wybiegli sprawdzić co się dzieje. Już po chwili starszy leżał nieprzytomny na ziemi porażony paralizatorem przez policjantów. Matka rzuciła mu się na pomoc. Próbowała zaciągnąć go do domu, ale po chwili sama stała się ofiarą policjantów. W rozmowie z Faktem.pl tak kobieta wspomina te straszne chwile:

Udało mi się dociągnąć syna na próg klatki. Wówczas jeden z funkcjonariuszy, w jakimś nieprawdopodobnym szale, dobiegł do mnie i z całej siły zaczął napierać na mnie klatką piersiową. Zaparłam się rękoma i nogami o drzwi, żeby nie przewrócić się na leżącego na ziemi syna. Policjant napierał, by chwycić go przez moje ramię. Nie wiedziałam, co się stało. Pytałam funkcjonariusza, o co chodzi, za co chce bić moje dziecko, ale to wywołało w nim prawdziwą furię. Widząc tę agresję, krzyknęłam do syna, żeby uciekał do domu. Kiedy syn schował się w mieszkaniu, wówczas policjant wepchnął mnie na klatkę schodową i zaczął katować.

Niestety, to nie koniec…

Dalsze wyznania pani Anny są jeszcze bardziej przerażające. Opowiada, że jeden z policjantów złapał ją za włosy i uderzał jej głową o ścianę, gdy drugi w tym czasie okładał ją pałką. Kilkukrotnie traciła i odzyskiwała przytomność, dalej już niczego nie pamięta. Tylko z opowieści synów i sąsiadów wie jaki był dalszy przebieg wydarzeń…

Podobno policjanci wywlekli mnie nieprzytomną przed budynek i ciągnęli po chodniku, jak przysłowiowy worek kartofli. Wtedy byłam w pierwszych tygodniach ciąży. Wiem też, że twierdzili, że symuluję i nie chcieli wezwać karetki.

Straciła dziecko, a sama została oskarżona

Pani Anna poroniła już po kilku dniach od tych traumatycznych przeżyć. Zrobiła obdukcję, która poświadcza, że została pobita. Są także nagrania jak leży nieprzytomna na ulicy.

Ale jeśli ktokolwiek z czytelników sądzi, że dostąpiła sprawiedliwości i winni zostali ukarani, to bardzo się myli…

To pani Anna została oskarżona o przemoc wobec policjantów. Kilka dni temu zapadł wyrok w tej sprawie. Została uznana za winną, skazana na 6 miesięcy ograniczenia wolności, 20 godzin prac społecznych i po 250 zł odszkodowania dla każdego z pokrzywdzonych!

Uczciwa i skromna kobieta

W obronie pani Anny zeznawali sąsiedzi, którzy ją znają jako uczciwą i skromną kobietę. Pomocną i niekonfliktową. Nigdy nie widzieli jej agresywnej, nigdy też nie weszła w konflikt z prawem. Ale to nie miało znaczenia dla sędziego. Przed sądem liczyło się tylko słowo szanowanych policjantów i ludzi z patologicznej dzielnicy…

Nie jestem osobą, która kiedykolwiek miała zatargi z prawem. Nigdy nie byłam karana, a teraz muszę żyć z piętnem przestępcy, pomimo że to ja zostałam potraktowana w karygodny sposób przez policję. A oni są bezkarni i śmieją mi się w twarz.

Wyrok nie jest prawomocny. Pani Anna będzie się odwoływać. Wierzymy, że sprawiedliwość stanie po stronie prawdy.

Źródło i Fotografie: fakt.pl, pixabay